AKTUALNOŚCI

,,Wszystko zaczyna się od pon1ysłu''

Z Konradem Lenkiewiczem, filmoznawcą, krytykiem filmowym, przewodniczącym jury Międzynarodowego Festiwalu Filmowego ,,Prison Movie”, o wyjątkowości tego wydarzenia i o przepisie na dobry film rozmawia Elżbieta Szlęzak-Kawa.

Zbliża się dziesiąta edycja „Prison Movie”, a Pan od samego początku przewodniczy festiwalowemu jury.
Co Pana skłoniło do przyjęcia tej roli?
– Moja przygoda z „Prison Movie” trwa od 2013 roku. Wtedy przyszedł do mnie Włodzimierz Kobus, ówczesny kapelan więzienny z pytaniem, czy warto robić w Olsztynie festiwal o tematyce więziennej. Przyszedł do mnie, bo całe życie zajmuję się filmem. Z wykształcenia jestem krytykiem filmowym, filmoznawcą, jako dziennikarz parałem się głównie tematyką kulturalną i filmową, tworzyłem filmowe kluby dyskusyjne, a od 1990 roku prowadzę w Olsztynie kino studyjne Awangarda 2. Przyznam, że najpierw słowa kapelana odebrałem jako żart, bo kto miałby takie filmy robić? Ale kiedy zobaczyłem, jak jest emocjonalnie zaangażowany w ten projekt i widzi rzeczywistą potrzebę powstania takiego festiwalu, zrozumiałem, że nie żartuje. Dotąd tematykę więzienną podejmowały przede wszystkim filmy fabularne. Pomyślałem, że widz na takim festiwalu – oglądając filmy dokumentalne – będzie mógł zobaczyć, co jest za więziennym murem. I taki argument ostatecznie mnie przekonał. A wtedy usłyszałem od pana Kobusa, że chce zrobić festiwal międzynarodowy. Odpowiedziałem, że skoro tak, to potrzebna jest wszystko na los i udawać brak wpływu na zdarzenia. 

Jak festiwal zmieniał się przez lata?
– Przyznam, że filmy, które napływały na pierwsze edycje, były dosyć niewdzięczne i trudno się je oglądało. Dominowały w nich tzw. gadające głowy, czyli ludzie, którzy zazwyczaj w sposób statyczny opowiadali swoje historie. Nie lubię tego, zwłaszcza w dokumencie. Filmy były mało interesujące właśnie ze względu na powtarzającą się konwencję ,,gadających głów”.
Okazało się, że to za mało by postawić przed bohaterami kamerę i oczekiwać, że ich historia sama w sobie wystarczy na dobry festiwalowy film. Brakowało mi metafory, poezji, pewnych uogólnień i pomysłu. Najczęściej festiwalowe filmy realizowali amatorzy i to było widać. Z czasem jednak zaczęły napływać na konkurs filmy realizowane przez zawodowców, np. przez stacje telewizyjne, i te produkcje z roku na rok stawały się coraz lepsze, krótsze, ciekawsze i tworzone z pomysłem. Technika też się bardzo rozwinęła. Zaczęli nią dysponować tak, że wychowawcy więzienni i to dało się zauważyć w lepszej jakości nadsyłanych z jednostek filmów. Na „Prison Movie” zaczęły się pojawiać produkcje zagraniczne: z Finlandii, Czech, Kolumbii, Serbii, USA, Izraela, Wielkiej Brytanii czy Węgier. Nie tylko wzbogacały festiwal, ale też uzasadniały jego międzynarodowy charakter.

Razem z jury ocenił pan w już 167 festiwalowych filmów.
Czym zagraniczne różnią się od rodzimych?
– Różnią się tak naprawdę tylko jedną rzeczą: profesjonalizmem. Widać, że te zagraniczne robili zawodowcy, ludzie z doświadczeniem i z dobrym sprzętem. Ale muszę przyznać, że filmy z ostatnich edycji bez względu na to skąd przyjechały, były już na bardziej wyrównanym poziomie. Z czasem zaczęła też wzrastać ranga festiwalu. Stał się coraz bardziej doceniany i prestiżowy. Na początku „Prison Movie” odbywał się w skromnej sali olsztyńskiego urzędu wojewódzkiego, potem przeniósł się do Filharmonii Olsztyńskiej, gdzie nagrody są wręczane podczas gali organizowanych z coraz większym rozmachem. Same nagrody są też przyznawane profesjonalnym reżyserom, którzy zrobili filmy o tematyce więziennej.

Czy jest coś, co pana w tych festiwalowych filmach porusza albo razi?
– Po latach podchodzę do nich z profesjonalnym dystansem. Ale wciąż rażą mnie „gadające głowy”, bo jeszcze czasem się pojawiają w festiwalowych propozycjach. Przeszkadza mi też długość niektórych filmów, bo jeśli trwają godzinę, w pewnym momencie bywa, że irytują i męczą. Zauważam jednak, że z roku na rok jest takich produkcji coraz mniej. Razem z konkursowym jury zaczynam dostrzegać w tej kwestii znaczną poprawę. Muszę też dodać, że organizatorzy „Prison Movie” bardzo dużą rolę przywiązują do wyboru członków festiwalowego jury. Stąd w jego skład wchodzą ludzie z różnych środowisk: dziennikarze, pracownicy uniwersyteccy, publicyści, aktorzy, muzykolodzy czy nauczyciele. Dzięki temu filmy są oceniane wielopłaszczyznowo.

Co jest bezsprzecznym atutem „Prison Movie”?
– Jego wyjątkowość, bo takiego festiwalu o tematyce więziennej nie ma w całej Polsce, a może nawet w Europie. Przed nami już dziesiąta edycja, na którą serdecznie zapraszamy.

Jaki pana zdaniem jest przepis na dobry film?
Co powinni wziąć pod uwagę twórcy, którzy wezmą udział w kolejnych festiwalach?
– Najważniejszy jest pomysł. Oryginalny i ciekawy. A także sposób zaprezentowania go publiczności. Czymś niezwykle istotnym w filmie jest dla mnie metafora. Wierzmy w widza. Nie traktujmy go jak matoła, któremu trzeba wszystko pokazać łopatologicznie. Odnośmy się do niego jak do mądrego, dojrzałego człowieka, który potrafi zrozumieć przenośnię. Nie trzeba się też bać korzystać z różnorodnych form artystycznych. Podobnie jest ze scenariuszem. Musi zawierać na tyle dobry pomysł i intrygę, żeby zainteresować reżysera.

Fot. archiwum Aresztu Śledczego w Olsztynie

Co jeszcze jest ważne?
– Dla mnie jest ważne to, że w więzieniach siedzą różni ludzie, którzy trafili tam z rozmaitych powodów. Niektórzy mieli po prostu życiowego pecha. Mają różne wykształcenie, pochodzą z różnych środowisk, ale wielu z nich ma jakieś pomysły, ambicje muzyczne, plastyczne czy teatralne. Stwórzmy im możliwość, żeby mogli tym swoim pasjom dać ujście, a efekt zaprezentujmy na „Prison Movie”.

Tym bardziej, że festiwalowe produkcje nie muszą być realizowane tylko w zakładzie karnym czy areszcie śledczym. Tu chodzi o szeroko pojętą tematykę penitencjarną.
– Zgadza się. Nie należy się ograniczać tylko do pokazania życia więziennego, ale też wrażliwości i pasji, artystycznego zacięcia. A te przecież wychodzą poza mury jednostki penitencjarnej. Warto zrobić film nie tyle o tych murach, o marzeniach, nawet jeśli są tymi murami przytłoczone.

Czy przed festiwalem miał pan do czynienia ze Służbą Więzienną?
– Nie, nigdy. Ale odkąd pamiętam, lubiłem filmy o tematyce więziennej
i zawsze mnie interesowało, co jest za tym murem. A olsztyńskie
więzienie znajduje się w centrum miasta, trudno go nie zauważyć i przejść obok obojętnie. Z przyjemnością przyjąłem więc propozycję przewodniczenia festiwalowemu Jury.

Wywiad ukazał się
w FORUM SŁUŻBY WIĘZIENNEJ I LUTY 2022